sobota, 11 sierpnia 2007

Figle, bezsensy i Rowy Mariańskie

Jak zwykle pewnie napiszę coś albo absolutnie idiotycznego, albo skrajnie śmiesznego, ale co mi tam.

Zawsze byłam zdania, że bardziej komfortowo znaleźć się w roli pytającego niż odpowiadającego, bo zadawanie pytań jest zwyczajnie prostsze, co oczywiste. Odpowiadający czasami ma jednak o tyle ułatwione zadanie, że nie na wszystkie pytania da się odpowiedzieć lub nie na wszystkie warto tej odpowiedzi szukać.

Skoro z własnej woli wypadło mi wcielić się w rolę odpowiadającego, to chciałabym tę rolę wypełnić najsensowniej, jak potrafię, chociaż pewnie nawet jeśli mi się uda, to i tak nie będę do końca przekonana. Do tego między innymi o sensowności tu mowa.

Już, już. Przechodzę do sedna. (Zacięłam się w tym miejscu. Już od godziny gapię się w monitor i nic dalej nie napisałam; Ruszam po ok. 1,5h.)
Jak długo..? Nie lubię zadawać sobie takich pytań, niezależnie od tego, czego dotyczą. Ilekroć to robię i próbuję znaleźć jakiekolwiek zadowalające wyjaśnienie, dochodzę do wniosku, że ten nieokreślony czas wydłuża się jeszcze bardziej. Taki wybitnie denerwujący figiel. Dlatego w miarę możliwości staram się ograniczać tę wątpliwą przyjemność i myślę, że to w pewnym stopniu skutkuje. Czy ma to sens, czy nie.
A co do sensowności... pesymista powie, że nic nie ma sensu. Optymista - wręcz przeciwnie. A ja się wykpię i powiem - to zależy. Od punktu widzenia. Skoro wszystko ma swoje dobre i złe strony, to w takim razie dlaczego nie może mieć swojego sensu i bezsensu? Bywało już tak, że gdy ja widziałam tylko bezsens, ktoś pokazywał mi sens... a jedyne, co mogę teraz powiedzieć, to przeprosić, że ja niestety nie potrafię tak dobrze wskazywać. Przynajmniej nie we wszystkim.
Bo np. w Twoim tekście widzę sens jasny jak rozpalone żelazo, a wynika on z mojego przekonania o tym, że dławienie w swoim wnętrzu uczuć ma cholernie mało dobrych stron (skoro już wysunęłam tezę, że wszystko ma dobre i złe strony... trochę tych i tych w różnych proporcjach). Cholernie mało. I nie ważne gdzie czy komu, ale pisanie/mówienie na ten temat przynosi ulgę. Wielokrotnie większą od głębokości Rowu Mariańskiego.

Co ja tam wiem, ale co myślę, to napisałam.

Brak komentarzy: